wtorek, 23 marca 2010

o księgarzach


Ze szczególnym pozdrowieniem dla moich koleżanek księgarek (byłych i obecnych).
Fragment z Kronik mojego ukochanego Bolka - Olka.
Tylko nie wiadomo czy się na niego obrażać czy nie:)
hehe...


Kronika nr 334 z dn. 3 grudnia 1882


Cywilizacja ma dwa przeciwne bieguny. Jednym jest szynk, drugim księgarnia.
Około pierwszego roją się obrzękłe twarze, łachmany, występki.
Do drugiej zbierają się dzieci spragnione nowych książek z obrazkami, biegną panienki rade poznać tysiączny pierwszy sposób kochania i ciągną chorzy na śledzionę przewodnicy narodu, którzy po nieskończenie długich sznurach liter i wyrazów wdrapują się na wyżyny cywilizacji, by stamtąd lepiej ogarnąć jej horyzont i wskazać ogółowi najbezpieczniejsze drogi postępu.
Ale praca księgarska, jakkolwiek rozwija w najszlachetniejszych sferach życia, nie jest jednakże twórczą.
Księgarz to tylko kupiec handlujący duchowymi produktami, do czego kwalifikacje nie są znowu tak trudne.
Wprawdzie musi on "znać na pamięć" wszystkie książki jakie sprzedaje, musi wiedzieć, czy autor jest zdolny, moralny i na której półce leży, musi kupione dzieło ślicznie zawinąć w papier i związać sznurkiem w taki sposób, ażeby była pętelka, ale nic nadto.


I co wy na to kochane księgarki??

Tak czy siak polecam zaczytanie się w Kronikach Prusa z "Kuriera Warszawskiego".
Wybór dostępny jest na stronie POLSKIEJ BIBLIOTEKI INTERNETOWEJ.
(na 20 tomowe wydanie pod redakcja Szweykowskiego wciąż  odkładam pieniądze...)

Miłej lektury!

niedziela, 21 marca 2010

makaron dla żony

Czas przyznać się do pewnych projektów.
Czas przeprosić kilka osób za to, że ostatnio nie miałam dla nich czasu.
Oraz tych, którzy zaglądali na tego bloga czekając na nowy wpis-przepis.
Ostatnio świat zawirował i przyspieszył.
Marzenia spełniły się... wręcz z  nawiązką.
Niech to trwa, niech to trwa!

Oto dziś otworzyłyśmy wraz z B.księgarnię.
Nowe miejsce na mapie Poznania.
Nasze miejsce. Wymarzone.
Przez ostatni miesiąc na blogu ksiegarnia-miedzyslowami.blogspot.com próbowałyśmy spisać pierwsze myśli, impresje, inspiracje.
Zapraszam do lektury, a moich czytelników z Poznania do wizyty:)

W związku z tą zmianą moim bliscy muszą przeorganizować swoje życie.
Słodziak przystosowuje się do bycia "przedszkolakiem".
Wojtas uczy się gotować.
Tak więc ze specjalna dedykacją dla niego - prosty przepis na obiad dla zapracowanej żony:)



spaghetti z czerwonym pesto
/przepis autorski/


3 plastry boczku parzonego
pół cebuli
pół czerwonej papryki
garść czarnych oliwek
łyżka czerwonego pesto
ząbek czosnku
makaron spaghetti
parmezan
papryka, pieprz świeżo mielony



Makaron gotuję al dente.
Na kilku kroplach oliwy rumienię cebulę, paprykę i boczek.
Dodaję pokrojone w plasterki oliwki, wyciśnięty ząbek czosnku. Przesmażam.
Dodaję łyżkę czerwonego pesto, mieszam.
Łączę z makaronem.
Przyprawiam słodką papryka i pieprzem. Podaję z parmezanem.

Smacznego!

niedziela, 14 marca 2010

tarta na marzec

Ostatnio pikantne tarty (quiche) weszły na stałe do naszego jadłospisu.
Bo smaczne, bo szybkie i sycące.
Luty minął pod znakiem brokuła, pora i boczku (przepis TU) w marcu natomiast obmyśliłam tartę na modłę, szeroko pojętej, kuchni orientalnej.
Oto co z tego wyszło.



tarta orientalna
/przepis autorski/

1 porcja ciasta francuskiego
1 pierś z kurczaka
papryka czerwona
1 cebula duża
garść rodzynek
1 marchew ugotowana na półtwardo
1 jajko
szklanka śmietany (użyłam 18% z Piątnicy)
curry, słodka papryka, kurkuma, pieprz i sól
ser feta


Ciasto rozkładamy na tartownicy i wkładamy do lodówki.
Pierś kurczaka kroimy drobno i smażymy na oliwie. Dodajemy ulubione przyprawy. Ja dodałam curry, słodką paprykę, pieprz, kurkumę i sól.
Przekładamy mięso do miseczki, na tym samym tłuszczu szklimy cebulę, dodajemy pokrojoną w paseczki paprykę, marchew i rodzynki. Przesmażamy.
Dodajemy mięso, mieszamy i wykładamy na ciasto.
W miseczce ubijamy jajko z odrobiną soli, dodajemy śmietanę i curry (ja dodałam dość dużo). Sos ubijamy i wylewamy na farsz. Kruszymy nań fetę i wstawiamy tartę na 15-20 minut do nagrzanego do 200st. piekarnika.


Jak zwykle nie umiałam się do końca zdecydować, czy tarta jest lepsza na ciepło, letnio czy zimno.
więc próbowałam jej na każdym etapie stygnięcia i stwierdzam, że rewelacją tej potrawy jest to, jak bardzo jej smak zmienia się w zależności od temperatury.
Jest to więc idealna propozycja na długie leniwe wieczory, pełne rozmów i dobrego wina:)

Smacznego!

czwartek, 4 marca 2010

serowo

Obiadek z serii "czas nadal mnie goni..."
Kiedy to się skończy? Na razie nie wiadomo.

Najważniejsze, że na Rynek Wildecki, wróciła pani Ania z morzem kolorowych tulipanów.
U niej jest najtaniej, ale to nie dlatego tam kupuję.
Pani Ania się uśmiecha nawet jeśli na dworze mróz.
Pani Ania robi najwspanialsze wiązanki, które zawsze trafią w gust osoby obdarowanej.
Pani Ania nie zapomina o magicznych słowach "miłego dnia"
Pani Ania umie o każdym kwiatku coś ciekawego powiedzieć.
I zawsze dołoży do niego coś od siebie - wielkiego liścia, pęk traw, wstążkę albo ciepłe słowo.


No ale rozgadałam się a czas napisać kilka słów o dzisiejszej serowej zupie.
Przepis pochodzi od Zapatrzonej Natalii. Kiedyś ugościła nas tą prostą recepturą - kaloryczną, sycącą , pyszną zupą, którą robi się w kilka chwil, i która w połączeniu z przeróżnymi dodatkami, nieustannie zmienia swój smak.
Dzięki temu nigdy się nie nudzi.

Oto mój dzisiejszy przepis.



zupa serowa

2 litry wywaru warzywnego
1 duży por
łyżka masła
łyżka pecorino
200g serka topionego (użyłam ementalera kremowego i ementalera z ziołami)
łyżka gęstej śmietany
łyżka prażonej cebulki
pietruszka


Na maśle szklę pokrojonego drobno pora, zalewam gorącym wywarem.
Zmniejszam ogień i dodaję pecorino i  rozdrobione serki. Trzymam na małym ogniu i często mieszam aż serki się rozpuszczą. Zagęszczam śmietaną, dodaję prażoną cebulkę i pietruszkę.


Świetnie smakuje z makaronem lub groszkiem ptysiowym.
Czasami dodaję pokrojoną marchewkę z wywaru.
Dziś podałam zupę  z pasztecikiem z pieczarkami.
Była pyszna. Brak białego wina, które zawsze świetnie pasuje do tej zupy nadrobiłam lekturą rozdziału z Łebkowskiego dotyczącą białych win francuskich:)


Smacznego!

poniedziałek, 1 marca 2010

marchewkowo

Czas mnie goni i szczerzy kły.
Rzadko teraz bywam w domu i nie zawsze chce mi się gotować.
Ostatnio moje obiady jakieś takie szybkie i nudne... nie ma o czym pisać.
Ale dzisiaj, gdy wietrzysko za oknem i nie chciałam na nie wyprowadzać Słodziaka zdarzyła się w kuchni rzecz ciekawa.
Była marchewka. Nie było masła.
I dzięki Bogu!
Oderwałam się od nudnego przyzwyczajenia, że gotowaną marchewkę należy potraktować masłem i wymyśliłam coś innego.
Smak zachwycił, a najbardziej to, że antymarchewkowy Słodziak zjadł wszystko co miał na talerzyku!
Wiwat wichury!







glazurowana marchewka


kilka młodych marchewek ugotowanych w osolonej wodzie (lub paczka mrożonej marchewki, ew. marchewka konserwowa)
łyżka czerwonego pesto
łyżeczka brązowego cukru
odrobina cynamonu


Marchewkę gotuję jak zwykle. Odlewam wodę, dodaję pesto, mieszam i zasmażam. Po kilku minutach dodaję łyżeczkę cukru i przesmażam tak długo, aż się lekko skarmelizuje. Posypuję cynamonem. Podaję.



Dziś jadłyśmy marchewkę z filecikiem dorsza i frytkami.
Zamiast dodatkiem, stała się gwoździem obiadu:)

Smacznego!