czwartek, 15 października 2009

Babcia Alina

Zostałam ostatnio szczęśliwą posiadaczką kilkunastu starych książek, z których najstarsza to Langenscheidts Taschenworterbuch der russischen und deutschen Sprache z 1929 roku, z nazistowską wroną na okładce, a najnowsza - wydany w 1989 roku Kalendarz Domowy Babci Aliny na rok 1990.
Z pierwszej, niewiele rozumiem, bo ani niemiecki, ani rosyjski język to nie moja działka. Z drugiej też niewiele rozumiem, ale z innych zupełnie przyczyn.




Po prostu, w głowie nie chce mi się mieścić, że w kalendarzu na rok 1990 można znaleźć, taki wpis:

"Ceny rajstop i trudności z ich nabyciem skłaniają każdą z nas do szczególnej troski o ten, jakże luksusowy, szczegół damskiej garderoby. Według normy żywot jednej pary rajstop powinien wynosić około 200 godzin. Normy normami a w rajstopach oczka lecą częściej, niż byśmy sobie tego życzyły. Jak przedłużyć ich żywot? Jak je oszczędzać?"

Tu następuje lista 11 sposobów na przedłużenie żywota rajtuzów, z których najbardziej kuriozalny, brzmi: " Nowe rajstopy wkładamy na kilka godzin do zamrażalnika lodówki - to je zahartuje."

Od razu prostuję, bo oczy macie już pewnie wielkie ze zdziwienia:)
Kalendarz Babci Aliny, nie jest przedrukiem z początku XX wieku, ani powtórnym wydaniem XIX-wiecznych poradników.
To bieżący kalendarz (na rok 1990), pełen porad dotyczących kuchni, życia, savoir vivre'u i ciekawostek z różnych dziedzin (horoskopy, historia, uroda etc.)
Owszem, kierowany do rzeszy Kur Domowych, Matek Polek i Siłaczek, które jakoś wiązać, muszą koniec z końcem, podawać codziennie na stół pełnowartościowy obiad, a oprócz tego być ozdobą domu.
W sumie, niczym to się nie różni, od wydawanych obecnie poradników: "Pani Domu", "Naj" czy "Świat Kobiety."

A jednak mnie, która w 89 roku miałam 9 lat, przeraża zacofanie, opisane przez autorkę. Jakoś tak wspominam moje dzieciństwo - jako pełne dobra. Tego ludzkiego i materialnego. Zawsze miałam co jeść, niczego mi nie brakowało. Stanie w kolejkach po cukier wspominam, jako fajną zabawę. Sklepy Społem, jako niewyczerpaną skarbnicę świetnych "gadżetów" i tylko prawdziwa, mleczna czekolada pojawiała się faktycznie, dopiero podczas świąt.
Teraz widzę, jak wielka w tym zasługa Moich Rodziców, którzy musieli nieźle kombinować by dać swoim dzieciom, to co najlepsze i im potrzebne. Jednocześnie nie robiąc z tych trudności "wielkiej sprawy".

Ale czy naprawdę pieczarki były grzybem "ekskluzywnym", a ananas "nowinką w świecie kulinariów"?
Tego, tak do końca, nie umiem sobie przypomnieć...
Ludzka pamięć jest wybiórcza. Przez nakładanie się doświadczeń ostatnich lat, wydaje mi się, że od zawsze były stragany pełne kolorowych owoców i warzyw, delikatesy, w których można było kupić słodycze, kawę i przyprawy z każdego krańca świat i sklepy pełne pachnących wędlin i serów.

Tym samym, poniższy opis wydaje się być kuriozalny i oddalony o całe lata świetlne:

"Nigdy jeszcze w naszym kalendarzu nie było mowy o winogronach, bo brak możliwości zakupu tych luksusowych w naszych warunkach owoców, ich cena, skutecznie zniechęcały nas nawet do myślenia o ich smaku(...)"




Tak czy siak, Kalendarz Babci Aliny, wchodzi na stałe do repertuaru moich ulubionych książek poradnikowo-kulinarnych. Właśnie za to, że trąci myszką, za tą patynę, która go pokrywa, za wspomnienia, które budzi. I za szatę, graficzną, stylizowaną na XIX-wieczne magazyny ilustrowane dla kobiet.
Raz na jakiś czas będę Was raczyła nowym wyimkiem z niego.

Na koniec, coś dla, czytelniczek "Wysokich Obcasów" - dość długie, ale przeczytać warto. Podwaliny pod polski feminizm? hehe...


"Pani domu - robot wieloczynnościowy"
Od pani domu wymaga się takich wiadomości i umiejętności, które człowiek zdobywa przez długie lata nauki i doświadczeń. Musi być ona:
- doskonałą ekonomistką , by związać koniec z końcem.(...)
- ekspertem w zakresie towaroznawstwa. Zakup środków spożywczych leży zazwyczaj w kruchych kobiecych rączkach. (...)
- siłaczką. Zakupy trzeba przynieść do domu. (...)
- Dietetyczką, jeśli chce by domownicy byli odżywiani racjonalnie i zdrowo.
- Higienistką i pielęgniarką - (...) wielką potrzebą i umiejętnością jest sztuka zaopiekowania się chorym mężem. Wiadomo, mężczyzna, gdy cierpi ból głowy, albo ma katar - wymaga szczególnie troskliwej opieki, dobrego słowa, domowego ciepła i dobrego jedzenia.
- Pedagogiem - dzieci trzeba wychować.(...)
- Krawcową i bieliźniarką (...)
- zawód służącej, nie jest jej obcy. Śniadania, obiady, kolacje. Mycie naczyń. Porządki. (...)
- jest mistrzem ceremonii. Przygotowuje domowe przyjątka, czasem przyjmuje na obiedzie teściów. (...)
- jest dyplomatką. Zachowuje nieprzeniknione oblicze w czasie jakiś nieprzewidzianych komplikacji towarzyskich, zgrabnie lawiruje wśród zasadzek i intryg.
- jest towarzyszką doli i niedoli męża. wysłuchuje jego zwierzeń tak długo, że nawet sama nie ma czasu się poskarżyć, iż czuje się zmęczona. (...)
- jest żoną i matką. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli czytamy lub oglądamy w tv wywiad z jakaś panią - dyrektorem, profesorem, gwiazdą filmową - zawsze jest pytana o to, jak godzi obowiązki matki i żony ze swoją pracą zawodową. Dlaczego nikt nie pyta ministra, piłkarza, aktora, jak udaje mu się połączyć obowiązki zawodowe z obowiązkami męża i ojca?

Wykonanie tych wszystkich zajęć stanowi dla każdej pani pożądany relaks po 8 godz. pracy. No, ale praca zawodowa kobiet to tylko przyjemność i rozrywka. Najlepszy dowód, że kobiety zarabiają mniej od mężczyzn. Powinna się cieszyć, że mąż jej pozwala pracować, że inny mężczyzna do tej pracy ja dopuszcza i w pracy nią kieruje. Bo to właśnie mężczyźni najczęściej pełnią kierownicze funkcje.
Jednak sprawowanie władzy jest zajęciem wyczerpującym i stresującym. A przecież mężczyźni są tak delikatni! Częściej chorują i żyją krócej niż kobiety. (...)
Może powinnyśmy wziąć mężczyzn pod szczególną ochronę, odciążyć od ciężkiej pracy i przejąć ster władzy w swoje ręce? Dla relaksu obdarzyć ich przynajmniej niektórymi z tych lekkich zajęć, które panie wykonują każdego dnia."


To jeden, z niewielu fragmentów kalendarza, w którym widać, że pisząca go Elżbieta Lechowicz, była wówczas o wiele za młoda, by nazwać ją "Babcią" i
gdzieniegdzie puszczała oko do młodszych czytelniczek, którym wydawnictwo to, wpadło w ręce:)


Warto dodać, że Babcia Alina reaktywowała się jakiś czas temu w internecie. Na portalu www.potrawyregionalne.pl prowadzi rubrykę porad życiowo-kulinarnych.
Miły to gest w stronę młodszych pokoleń, pamiętających Kalendarz Babci Aliny, jak przez mgłę...
A jednak coś mi świta, że zarówno obie moje Babcie, jak i Babcie moich koleżanek, często do niego zaglądały...
Mam rację J.?




Kalendarz Domowy Babci Aliny na rok 1990
Krajowa Agencja Wydawnicza
Kraków 1989
Tekst: Elżbieta Lechowicz
Nakład: 120 000
cena:2450 zł

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

masz racje P.
pamietam do dzis kalendarze "Przyjaciółki"w formie i grafice podobne do domowego babci aliny:)
skarbnica wiedzy wszystkich pań,gospodyń,kur(właściwe wybrać)domowych.
przypomniałam o nich mojej babci-westchnęła bo tyle tam porad,przepsiów a nikt nie wie gdzie sie podziały...
swoją drogą niby trąci starocią ale która z żon i mam nie wpisuje się w charaktersytyke Pani domu wg autorki kalendarza niech podniesie reke-ja bez bicia przyznaje sie -winna!
walcząca feministka we mnie zaczyna domagać sie ofiary męża!
chociaż fakt- nie jestem krawcową i bieliźniarką.uff-nie jest tak źle:)
J.

Anonimowy pisze...

Mam pytanie
Gdzie mogłabym kupić taki kalendarz z roku 1990. Moja córka urodziła się w styczniu 1990 r i chciałabym zrobić jej niespodziankę.
mój email 1307ek@wp.pl