czwartek, 10 września 2009

o końcu lata, suszonych pomidorach i o tym, co miałam dziś na obiad




Tylko we wrześniu można zrobić takie zdjęcie.

Pierwsze jesienne skarby przyniesione z parku przez Słodziaka, tuż obok ostatnich truskawek, zakupionych dziś na Rynku Wildeckim. To już ostatni dzwonek by, po taniości, cieszyć się owocami lata. Maliny, jeżyny i borówki osiągnęły już chyba swoje największe możliwe rozmiary, śliwki kuszą zapachami, mirabelki spadają z drzew a jabłka i gruszki nareszcie mi smakują.

Może czas w końcu zacząć robić zaprawy by trochę z tego lata pozostawić na dłużej?
Właściwe było to jedno z moich postanowień, gdy dokładnie rok temu, przeprowadzaliśmy się z kawalerki do większego mieszkania. Już nie mam wymówki, że nie robię zapraw z braku miejsca. Z czasem też wcale nie jest krucho i tylko się boje, że talentu brak.

Nigdy nie zapomnę jak kilka lat temu, z ostatnich sierpniowych pomidorów lima, postanowiłam zrobić suszone w zalewie z oliwy. Naczytałam się o tych, wysychających w andaluzyjskim czy sycylijskim słońcu i narobiłam sobie na nie apetytu. Na te z delikatesów nie było mnie stać bo nie dość, że u studenta z pieniędzmi krucho, to jeszcze właśnie postanowiłam wyprowadzić się od rodziców i zacząć utrzymywać się sama.
Kupiłam więc kilka kilogramów pomidorów lima (za70gr/kg) zainwestowałam w oliwę z oliwek ze "środkowej półki" i nazbierałam słoiczków po musztardach, majonezach i wekach, które dawała mi mama. Problemy zaczęły się dopiero ze słońcem, bo akurat złośliwie nie chciało świecić i moje plany suszenia na balkonie wzięły w łeb. Sprytna Paulinka postanowiła więc ususzyć pomidory w piekarniku. Wyszło tego chyba z 5 blach. Powrzucałam je pięknie do oliwy, starałam się bardzo i do niektórych słoików dodawałam ząbek czosnku, do innych gałązkę rozmarynu etc. Później słoiczki zakręciłam i schowałam w "ciemne i suche miejsce".
Gdy po 2-3 tygodniach otworzyłam jeden z nich, to co ujrzałam wyglądało raczej jak rozdęta papryka a w smaku przypominało.. czy ja wiem...marynowaną rybę?
Ech....
Okazało się, że godzinka w piekarniku to o wiele za mało (teraz już wiem, że suszy się je od 4-8h) a oliwa, którą je zalewasz powinna być... gorąca!
No tak.. pierwsze koty za płoty.
Ale jakoś mi się z suszonymi pomidorami (i wekami w ogóle) odechciało.

Odkryłam jednak niedawno, że w "Piotrze i Pawle" można kupić bardzo dobre suszone pomidory na wagę. Nabywam ich dokładnie tyle, ile potrzebuję do danej potrawy (wychodzi bardzo tanio!), proszę by dolano mi do nich trochę marynaty i jeszcze nigdy nie zawiodłam się na ich smaku.

Dzis właśnie użyłam ich do sosu.
Obiad był trochę na modłę grecką, bo kiedyś coś bardzo podobnego jedliśmy w "Mykonosie" na Pl. Wolności.



mięsne kuleczki w sosie greckim
/przepis autorski dla 3 osób/

40 dkg mielonej wieprzowiny
garść czarnych oliwek
garść zielonych oliwek
puszka pomidorów pelati
10 suszonych pomidorów
mała cebula
ser feta
1 żółtko
przyprawy wg upodobania


W przyprawianiu jestem dzikus i wariatka i z tego powodu, żadna potrawa nie smakuje u mnie 2 razy tak samo. Dziś akurat dodałam do mielonego - sól, kolorowy pieprz mielony, ostrą paprykę i oregano. Przyprawione mięso na pół godziny do lodówki, a w tym czasie, cebulka na oliwce zezłociła się, pomidorki chwilę po niej, na końcu oliwki, a wszystko to utonęło w pomidorach z puszki. W smaku było lekko kwaśne więc dodałam trochę cukru.
Do mięsa jeszcze jedno żółtko i ukulałam ok. 20 małych kuleczek. Podsmażyłam je na oliwie ze wszystkich stron i wrzuciłam do żaroodpornego naczynia. Zalałam pomidorowym sosem a na koniec przysypałam kawałkami pokruszonej fety. Jeszcze trochę oregano i do piekarnika na 20 min w ok. 170st.

Do tego przyrumieniona bagietka z masłem czosnkowym i sałata masłowa ze śmietaną i koperkiem. No a na deser truskawki.
Było pysznie!


1 komentarz:

Libreria pisze...

robię się głodna jak Ciebie czytam a pora do łóżka:)