sobota, 26 września 2009

pora na relaks

Słodziak pojechał do dziadków,
Wojtas pojechał ścigać się w maratonie rowerowym,
jestem sama i dobrze mi z tym.
Tego typu "samotność" jest człowiekowi, raz na jakiś czas, potrzebna.

Nikt na mnie dziwnie nie patrzy, gdy biegam po domu z talerzem żarcia i aparatem, szukając "dobrego światła":)
Nikt mi nie powie: Wyłącz te smęty! gdy puszczę sobie Willa Downinga.
Żaden dwulatek nie będzie okupował komputera, oglądając Mini Mini i może się uda napisać więcej niż jednego posta?
Ma być pełen relaks i typowo babskie zajęcia: pofarbuję włosy, zrobię sobie domowe Spa, obejrzę jakiś film z rozwiniętym wątkiem miłosnym i może.... pojadę do IKEA?!

Tak oto wczesnym przedpołudniem rozmyślałam i wymyśliłam. IKEA wygrała z farbowaniem włosów, pisaniem postów i innymi takimi. Może to niektórych dziwić (a Wojtasa dziwi zawsze), że szukam wytchnienia i relaksu, w sobotę, w centrum handlowym ale tak już mam. Oczywiście, o ile mowa o Starym Browarze lub IKEA właśnie - bo co do innych tego typu przybytków to omijam je raczej szerokim łukiem.

IKEA lubię za to, że gdy przysiądę sobie na wygodnej kanapie by pogadać przez telefon lub doczytać artykuł, który mnie wciągnął w autobusie - nikt nie zwróci mi uwagi.
Za anonimowość i luz, za to, że nikt nie narzuca się z pomocą, nie pyta po co i czego szukam.
Za to, że mogę wszystkiego dotknąć a na dziale tkanin nawet sama sobie przyciąć:)
Za dział przecen, w którym sukcesywnie powiększam naszą zastawę stołową. Dziś zdobyłam 2 piękne białe talerze tańsze o 40% bo "z ekspozycji".
Za aranżacje przemiłych wnętrz, które są nie tylko ciekawą inspiracją ale najnormalniej cieszą oko i sprawiają, że spacer po uliczkach IKEI jest trochę jak zaglądanie ludziom w okna.
Dzisiaj, na przykład, byłam świadkiem wybierania łózka dla, na oko, sześciolatka. Malec kładł się na każdym i kazał się całować rodzicom na dobranoc. Fajne mi zrobili reality show:)


No i dochodząc do tematu najistotniejszego na tym blogu - lubię IKEA za te pyszne małe hot-dogi (które niestety sprzedawane są w weekendy bez dodatków) i IKEA FOOD.
W szwedzkim sklepiku robię zakupy regularnie - mam swoje ulubione produkty, po które, raz na jakiś czas, specjalnie jadę. W okresie świąt Bożego Narodzenia kupuję tam zawsze Glogga i ciasteczka Pepparkakor.

Dziś wzbogaciłam zapasy o:
* sos musztardowy z bazylią (sas senap&basilika) - słoiczek 190g wytrzymuje w lodówce jakieś 3-4 dni, bo smaruję nim praktycznie wszystko:) A tak na serio to jest wyśmienity zarówno do serów, wędlin jak i sałaty więc schodzi faktycznie w chwilę. (5,99zł)

* ciasteczka korzenne o smaku cappucino (pepparkakor cappuccino) - jak się zje jednego, to się
chce drugiego a potem trzeciego itd. itd. (3,99zł/150g)

*kawę ziarnistą , co prawda najbardziej lubię kupowac Gevalie, ale dzis akurat kupiłam tę trochę tańsza Kaffe Hela Bonor Morkrost. Ta składa się z 91% z arabiki a w 9% z robusty. Jest trochę mniej aromatyczna ale i tak dostaje się porządny napar za rozsądną cenę. (7,99zł/250g)

*kubeczek smażonej cebulki (roastad lok) - niezdrowe, tuczące ale uwielbiam dodawać ją do kanapek, hot dogów i sosu pieczeniowego. (3,99zł/100g)

*czekoladę mleczną (choklad ljus) - jedyny produkt, który okazał się być nie szwedzki a... niemiecki! Bardzo ją lubię, bo przypomina w smaku "Alpejską" z Goplany. (2,50zł/100g)

i puszkę Cydru Kopparberg - orzeźwiającego napoju gruszkowego w wersji non-alkoholic, który właśnie popijam. (3,90zł/500ml)



Miałam jeszcze wielką ochotę na spróbowanie szwedzkiego ciemnego piwa i skorzystanie z oferty na syropy do kawy.
Uśmiechały się do mnie z półek różnorakie słodycze m.in. karmelowe ciągutki i cukierki ślazowe ( ciekawe czy właśnie takie jadał dziadek Britty i Anny w Dzieciach z Bullerbyn?), ekologiczne konfitury i soki, makarony, steki i pasty z łososia...
Niestety, siatka była już bardzo ciężka a portfel zbyt lekki:)

Brak komentarzy: