poniedziałek, 21 września 2009

spacer po Warszawie

Ostatni weekend kalendarzowego lata spędziliśmy w stolicy.
Pierwszy raz ze Słodziakiem w pociągu, więc emocji było co niemiara.
Na szczęście zarówno podróż do jak i z przebiegła szybko, sprawnie i miło.

A w Warszawie piękne słońce i ciepły wietrzyk - idealna pogoda na długie spacery.
Tym razem postanowiliśmy odwiedzić miejsce, do tej pory przez nas nie odwiedzane, kojarzone tylko z pewną piosenką.

To był maj
Pachniała Saska Kępa
Szalonym zielonym bzem...

a wiecie czym pachnie Saska Kępa we wrześniu?
Pyszna kawą!


Na ulicy Francuskiej, knajpka za knajpką - usytuowane w niskich kamieniczkach, starych wielorodzinnych willach - wcale nie pięknie odnowionych, wcale nie takich "na pokaz" a jednak z niesamowitym klimatem. Małe kwiaciarenki, stoiska z warzywami i dojrzałymi śliwkami, winiarnie, sklepiki. Nawet przy zwykłym bistro czy grill barze ładne stoliki postawione na chodniku tworzą atmosferę miejsca. W mniejszych uliczkach typu Królowej Aldony czy Dąbrówki: poukrywane w starych willach ambasady, konsulaty, siedziby firm, galerie. Ale bez nadęcia i zadufania, wszystko swojskie, chodniki krzywe, płoty pokryte bluszczem, niestrzyżone trawniki... Gdzieniegdzie nowiutkie apartamentowce - bo jednak niektórzy developerzy mają nosa do świetnych lokalizacji. A Saska Kępa to miejsce gdzie naprawdę chciałoby się mieszkać, z dala od zgiełku miasta a jednocześnie bardzo blisko jego centrum.



My na kawie zatrzymaliśmy się w Rue de Paris na ul. Francuskiej. I to głównie dlatego, że siedział tam, nie kto inny jak Agnieszka Osiecka!
Poetka mieszkała nieopodal, jeszcze za czasów gdy zamiast Rue de Paris była drogeria. I ponoć najchętniej przebywała w kawiarniach Sax i Cafe Sułtan, ale o tym to już wyczytałam w wikipedii po powrocie do domu. Nawet nie wiem czy do dziś istnieją, ale jeśli tak, na pewno odwiedzimy je następnym razem.

A wracając do kawy...
Nigdy nie byłam w Paryżu - ale za to w kilku miastach Hiszpanii gdzie kawa jest taka, jaką najbardziej lubię - z dodatkiem spienionego mleka, delikatna, aksamitna. I taka jest właśnie ta, świeżo palona Arabica, z kawiarni na Francuskiej. Do tego croissant - pyszny, puszysty i trochę mokry w środku - tak jak lubię (choć może trochę za bardzo wypieczony).



Wojtas wziął francuskie ciacho ze śliwkami, a Wanda sernik na zimno. Nawet ich nie spróbowałam zajęta fotografowaniem okolicy. Ale jako, że bardzo szybko pochłonęli swoje porcje myślę, że było dobre:)

Kawa oprócz tego, że pyszna była, jak na warszawskie realia, tania - 7zł. Więc.... bez większych oporów zamówiłam drugą:)



Rue de Paris
oprócz słodkości proponuje również tarty pikantne, naleśniki, sałatki i kanapki - porcje na mały głód, szybki lunch.

Saska Kępa zrobiła nam też inną niespodziankę. Na jednej z małych uliczek Wanda znalazła... 100zł:)
Leżało na chodniku i uśmiechało się do nas:) Jako dar od Losu zostało natychmiast upłynnione - zakupiliśmy 3 wina w winiarni o wdzięcznej nazwie "Dyspensa" - i wszystkie okazały się p r z e p y s z n e!

Spacer po Saskiej zakończyliśmy w parku Skaryszewskim, bawiąc się na placu zabaw (pomysł Słodziaka:)) odpoczywając nad stawem i przeżywając wesołą przygodę z toaletą i klamką:)
Ale o tym to już opowiem za pomocą mini fotoreportażu:)















 















Rue de Paris
róg Francuskiej i Obrońców

Winiarnia
Dyspensa
ul Francuska 48

Saska Kępa
Praga Południe
Warszawa




1 komentarz:

Natalia Szenrok-Brożyńska pisze...

Świetny wpis i brawo dla Wandy! Gratuluję właściwego spożytkowania znaleziska ;)