piątek, 20 listopada 2009

nareszcie

Dawno już żadna książka tak mnie nie wciągnęła. Mimo, że czytam wiele - miewam przestoje. Podczytuję kilka książek naraz, nie mogę się wtrybić, załapać. Czytam fragmentarycznie, często tylko przed snem, zasypiając w połowie zdania.
Ale po takich kilku tygodniach posuchy nagle nadchodzi objawienie i olśnienie, czytam książkę w 2-3 dni i od razu sięgam po następną.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia ale i czytania.
Bo książka to też pokarm - żadnemu humaniście i książkowemu molowi nie muszę tego tłumaczyć.

Najlepsze, co może się przydarzyć rogalikowi Tusseta nie jest może wyrafinowaną strawą dla duszy ale moją potrzebę rozrywki i relaksu spełniła idealnie. Wciągnęła mnie  wartka akcja, zachwyciła swobodna narracja głównego bohatera. Do łez rozśmieszyły niektóre opisane sytuacje. Do tego,  rzecz dzieje się w Barcelonie, a na co trzeciej stronie jest opis jakiegoś dobrego jedzenia i picia - a to już daje mi pełnię szczęścia.
Lubię gdy głównym bohaterem jest człowiek pełen wad,   trochę zakręcony, nie do końca przystosowany, mający swoje nawyki, nałogi ale podchodzący do siebie z całkowitym dystansem. Taki jest właśnie 35-letni Pablo Miralles, który twierdzi, że owo najlepsze co przydarzyć się może rogalikowi to... posmarowanie go masłem, do kawy wypala zawsze skręcika, jest sybarytą, ceni sobie dobre jedzenie i napoje, ale zupełnym abnegatem w kwestii porządku czy dbania o własny wygląd. To człowiek z ciekawą choć tajemniczą przeszłością, któremu doświadczenia i podróże uświadomiły jedynie, że nie warto się ruszać dalej niż sięga własna dzielnica. To facet z nadwagą, niechluj, gbur i cynik a jednak kobiety do niego lgną. Udziela się na forach filozoficznych a jednocześnie przeczytanie kilkudziesięciu stron tekstu to dla niego wyzwanie.
Jest bardzo inteligentny ale świetnie to ukrywa.
Postać Pabla jest zbudowana na zasadzie  kontrastów, które sprawiają, że jest postacią tak intrygującą. No, fajny jest po prostu :-)
I gdy jego brat znika w niewyjaśnionych okolicznościach zaczyna prowadzić prywatne śledztwo. Pierwszą rzeczą, jaką w związku z tym czyni jest zamówienie budzenia telefonicznego na 12 w południe by skoro świt zacząć poszukiwania:)

O fabule więcej nie powiem, bo nie chcę odbierać nikomu frajdy. Już i tak redaktorzy z wydawnictwa Amber zabrali mi cześć zabawy umieszczając zbyt wiele informacji na obwolucie. Brrrr... Chyba zacznę zamazywać wszelkie recenzje i notki grubym markerem.

Książka była hitem wydawniczym w Hiszpanii. Wojtas ma oryginalne wydanie z 2006, które jest 29. wznowieniem tego tytułu! Powstał również film na jego podstawie i teraz musimy spróbować go zdobyć.

Wracając jednak do polskiego wydania mam jeszcze dwa zastrzeżenia. Po pierwsze,  brak spisu treści, choć rozdziały są wyznaczone i zatytułowane. Po drugie twórca okładki do polskiego wydania też się nie popisał - chyba przeczytał tylko dwa pierwsze zdania. A może znał tylko tytuł?  Zawsze porównuję okładki innych wydań i niestety tym razem wypadliśmy dość słabo. Nie widać na niej ani klimatu powieści, ani cech głównego bohatera, ani humoru, z jakim napisana jest książka. 

No, nie rozpisuję się więcej tylko na chwilę oddam głos narratorowi.
W podanym fragmencie ciekawy przepis na orzeźwiający drink:)

- Wie pan co to jest Vichoff?
- Obawiam się, że nie, ale jeśli mi pan powie, jak należy go sporządzić... nasz barman zrobi wszytko co w jego mocy, jestem tego pewien.
- To proste. Zmrożona wódka zaprawiona w szejkerze kilkoma kroplami cytryny. Podaje się w wysokiej szklance z dużą ilością lodu i dodaje drugie tyle bardzo zimnej wody z Vichy. Można wrzucić gałązkę mięty. Jeśli skończyła się wam Vichy, może być jakakolwiek woda gazowana. A jeśli skończył się wam też barman, może być jakikolwiek kelner.
   Facet ani drgnął.
- Proszę się nie obawiać, w naszym lokalu nigdy nic się nie kończy, nawet cierpliwość.


i wersja oryginalna:

-¿Sabe lo que es un Vichoff?
- Pues, temo que no, pero quizá si me indicara còmo prepararlo..., nuestro barman hará lo que pueda, estoy seguro.
- Fácil: vodka helado aromatizado en el mezclador con unas gotas de limòn. Se sirve en vaso largo con mucho hielo y se añade otra parte de agua de Vichy bien friá. Admite también una ramita de menta. Si se les ha agotado el Vichy serviría cualquier agua carbónica. Y si se ha agotado el barman servirà también cualquier camarero.
El tipo se mantuvo impertérrito:
- No hay cuidado, en nuestro establecimiento no se nos agota nunca nada, ni siquiera la paciencia.


Pablo Tusset
Najlepsze, co może się przydarzyć rogalikowi
/Lo mejor que le puede pasar a un cruasan/
Przekład: Tomasz Pindel
Wydawnictwo Amber
Warszawa 2004
str. 280
oprawa miękka
cena: 29,80
(w taniej księgarni  w In Medio w Starym Browarze kupiłam ją za 14.99!)


zdjęcia okładek pochodzą ze stron
www.wydawnictwoamber.pl
www.fantasticfiction.co.uk
www.galeon.com

3 komentarze:

Liska pisze...

Wiesz, że notuję wszystko, co polecasz, a potem kupuję (i się zaczytuję)? - tak było z Łykiem Piwa, a teraz... teraz mam chęć na Rogalik :) Dziękuję Ci za wynajdywanie tego, co umyka pośród setek i setek książek.

ewelajna Korniowska pisze...

A ja tu dziś weszłam pierwszy raz:) Zostawiłam słówko pod Delermem i... zamierzam tu wracać, bo miło u Ciebie i serdecznie i swojsko, bo Twój Poznań to i mój Poznań, choć już z perspektywy Północy Polski. Pozdrawiam ciepło:)

paulaso pisze...

Lisko,
mogę tylko ostrzec, że Tusset zupełnie inny od Delerma. Ale w tej właśnie różnorodności ukryte jest największe bogactwo literatury.

Ewelajna,
Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Próbuję być takim poznańskim "Kurierem Niecodziennym" i jeśli choć trochę mi wychodzi to jestem szczęśliwa :)

Dobranoc!