niedziela, 22 listopada 2009

słówko o zakalcach, lodówce i poezji

Totalna klapa.
Nie wiem co się stało, co zrobiłam źle, ale "kubeczkowe ciasto jogurtowe", na które przepisy znalazłam na wielu blogach, nie wyszło. Było jednym wielkim zakalcem.
Czy za szybko wyjęłam je z piekarnika? Czy dodałam zbyt gęsty jogurt? A może źle wymieszałam składniki? Nie wiem.
Co prawda lubię zakalce, ale lekkie i delikatne w okolicach owocu w cieście, a to była porażka kompletna.  Chociaż.... kawałeczki kruszonki, malin i chrupiące brzegi ciasta, które wyskubałam były naprawdę pyszne, więc może nie powinnam tak szybko się poddawać.
Tak czy siak przepisu na razie nie podaję, zdjęć nie wklejam i zamiast opisu jogurtowego ciasta napiszę o drzwiach mojej lodówki:)

Już jakiś czas temu Liska poruszyła ten temat i dała mi do myślenia. Bo ja też często zwracam uwagę na drzwi lodówki w domach, które odwiedzam i widzę jak wiele potrafią powiedzieć o gospodarzach - o ich pasjach, zainteresowaniach i podejściu do porządku:)

Nigdy nie zdecydowałabym się na zabudowę lodówki - ileż cennego miejsca do wyrażania siebie bym straciła?!
W obu naszych mieszkaniach drzwi lodówki to tablica pamiątek i pamięci (która jest za słaba więc trzeba sobie ciągle coś zapisywać). Ważne wizytówki, dyżury lekarza, numery telefonów, pocztówki, jakiś przepis lub lista zakupów (która niestety coraz częściej zostaje na lodówce, a na zakupy ze mną nie idzie:)

W już i tak zagraconej kawalerce lodówka stała się mikrochaosem - ukazywała moje dziwactwa, zbieractwa i bałaganiarstwo.
Postanowiłam więc, że w nowym mieszkaniu lodówka będzie czysta i sterylna. Ale to się nie udało. Już po kilku tygodniach zaczęły się na niej pojawiać pierwsze kartki, karteluszki, spisy, zapiski, kolorowe magnesy a nawet zabawki (inwencja Słodziaka).
By jakoś nad tym zapanować podzieliłam lodówkę na dwie strefy. Część "od kuchni" to miszmasz wszystkiego, artystyczny nieład: menu najbliższej pizzerii, jakiś bon rabatowy, kilka zdjęć, najnowszy rachunek za prąd, magnesik z Londynu od A.i ten od Eli z napisem:
Dlaczego, aby posprzątać nie wystarczy omieść pokoju spojrzeniem?


Natomiast jej bok od strony jadalni jest przyporządkowany kolorystyce wnętrza - czarno białe fotografie, pocztówki, wycinki z gazet.
Teraz siedząc przy kuchennym stole i pisząc te słowa, zerkam na uśmiechniętą do mnie Zuzię Ginczankę i przypomina mi się świetny artykuł w "Wysokich Obcasach" sprzed 5 już lat, z którego owo zdjęcie wycięłam. Gorąco polecam  tym, którzy tej poetki nie znają lub coś niecoś tylko o niej wiedzą. To jeszcze jedna wspaniała postać, którą przedwcześnie zabrała nam bezsensowna wojna. A ów artykuł to zbiór listów Jarosława Mikołajewskiego (italianisty) do filologa polskiego z Włoch Silvano de Fantiego LISTY DO PRZYJACIELA.
Miłej lektury!


No ciekawe, jak to od zakalca, poprzez wygląd lodówki można dojść do poezji:)
Ale to już owa niewytłumaczalna magia kuchni i atmosfera kuchennego stołu, o którym więcej napiszę niebawem...

2 komentarze:

Monika pisze...

Pierwszy raz trafiłam na Twojego bloga i bardzo mi się podoba :)
Przyznam szczerze, że nigdy nie miałam żadnych ciągot żeby przyczepić cokolwiek do lodówki :D Dlatego z takim zainteresowaniem przeczytała tekst liski i komentarze pod nim a także Twoją dzisiejszą notkę :)
I z innej beczki - jeśli chcesz mogę podesłać ciekawy artykuł o Ginczance :)
Pozdrawiam serdecznie :)
monika

paulaso pisze...

Z wielką ochotą przeczytam ten artykuł.
Mój adres to
tranquila@go2.pl

Z góry wielkie dzięki!
Pozdrawiam
Paula