poniedziałek, 9 listopada 2009

moje serce zostało w...

Czytanie sobotniego  wydania "Gazety Wyborczej" zaczynam od artykułu  Moje serce zostało w... zamieszczonego w dodatku "Turystyka".
Interesuje mnie dlaczego ludzie podróżują, dokąd jeżdżą, co wspominają najchętniej, i które miejsca na ziemi stały się dla nich drugą ojczyzną.
TU można przeczytać wszystkie dotychczasowe artykuły.
Szczególnie polecam, w tym zaduszkowym listopadowym czasie, rozmowę z   Krystyną Feldman .

A oto moje wypociny:)
Jak zwykle w takich przypadkach, zapraszam wszystkich do wspólnej zabawy.







moje serce zostało w...
Hiszpanii - rozdarte na wiele kawałeczków, z których największe pulsują w Barcelonie, Asturii, Pirenejach i Cadaques...

niezapomniany dzień...
Tych dni są dziesiątki - bo w czasie podróży wszystko jest wyjątkowe, inne. Człowiek mobilizuje się by zrobić jak najwięcej,  by się cieszyć każdym dniem.
Gdybym miała teraz na szybko przypomnieć sobie najwspanialsze chwile, byłby to dzień spędzony w Asyżu z noclegiem w klasztorze franciszkanów oraz pierwszy dzień spędzony w Hiszpanii - wjazd serpentyną górską do miejscowości Colera. Dojechaliśmy tam późną nocą, wymęczeni, ale i tak, od razu po rozbiciu namiotów na campingu, otworzyliśmy butelkę wina i poszliśmy na długi spacer nad morze, który zakończył się rytualnym tańcem radości na kamienistej plaży:)



w Polsce lubię...
Wybrzeże poza sezonem, oczywiście w piękny ciepły dzień.
W zeszłym roku pojechaliśmy nad Bałtyk we wrześniu - nie spodziewałam się  pięknej pogody i nie wzięłam nawet stroju kąpielowego:) A to wielki błąd bo było po prostu cudownie - ciepło i słonecznie. Mało ludzi, puste czyste plaże a jeszcze czynne wszystkie restauracje, knajpki i smażalnie.

Oprócz tego najcudowniejsze jest w Polsce nieustanne odkrywanie. Wakacje tu są wciąż relatywnie tanie, świetnie rozwija się prowincja, małe miejscowości  pięknieją. Nigdy nie zapomnę naszej wyprawy "na wschód" - Kazimierz Dolny, Sandomierz, Zamość a potem Bieszczady. Cudowna pogoda, doborowe towarzystwo. Chętnie bym to powtórzyła, ze szczególnym naciskiem na Sandomierz.



mój ulubiony hotel...
Rzadko sypiamy w hotelach. Najciekawszym doświadczeniem był dla nas nocleg w hotelu Lviv we Lwowie. W pokojach małe umywalki z zimną wodą, ubikacje koedukacyjne na każdym piętrze (chyba na 8 pokoi) ale jeśli uśmiechnąć się do pani woźnej i wrzucić do kieszeni jej fartuszka kilka hrywien, dawała klucze do tzw. Vip Roomu i w pożółkłej wannie można było wziąć ciepły prysznic:)
Z bardziej cywilizowanych miejsc - Club Carpe Diem w Cadaques to coś naprawdę godnego polecenia.

niebo w gębie poczułam...
W Rovinju w Chorwacji, jedząc pizzę z owocami morza.
Praktycznie ciągle w Hiszpanii (za wyjątkiem pierwszego kontaktu z krewetkami w formie... no wiecie, te wszystkie nóżki, czułki, wąsiki i pancerzyki. Nie mogliśmy sobie z tym poradzić więc koniec końców wspomnienie było mniej niż średnie).
W Polsce, ostatnio w Borach Tucholskich we wsi Teolog na agroturystyce u państwa Piksów. Codziennie przepyszny obiad dwudaniowy plus deser, ale to temat na osobny wpis.



najlepsza restauracja...
Większość tych, które odwiedziliśmy w Hiszpanii. Gwar, rozmowy tubylców, bałagan, papierowe obrusy, często brak muzyki, niekiedy bardzo ciasno, nierzadko burkliwi kelnerzy ale za to zapachy, które dochodziły do nas z kuchni, a potem to, co lądowało na naszym talerzu to była zawsze r e w e l a c j a! O dwóch, odwiedzonych w tym roku hiszpańskich restauracjach pisałam TU.

Przepysznie można było również zjeść w jednej z lwowskich restauracji na Rynku. Niestety, mimo, że byliśmy tam dwa razy nie mogę przypomnieć sobie jej nazwy. Ale za to smak ichniej solianki i pierogów zapamiętaliśmy na lata.


najbardziej klimatyczne kawiarnie, knajpki...
Zdecydowanie w  Berlinie. Trafiają dokładnie w moje pojęcie "klimatyczności" choć nie umiem tego do końca opisać.
Jedyne w swoim rodzaju są również czeskie pijalnie piwa. Ci okropnie burkliwi kelnerzy, stawiający zamaszyście kolejne kreski. Urocze:)



najlepsze muzeum...
W sezonie przerażają mnie tłumy w muzeach. W Prado czułam się jak zagubiona dziewczynka, w watykańskim, jako krótkowidz nie widziałam prawie nic, do muzeum Picasso w Barcelonie nawet nie mieliśmy ochoty wejść widząc niekończące się kolejki turystów.
Najmilej wspominam muzeum Salvatora Dali w Figueras, a w  Polsce ostatnio zachwyciło mnie Muzeum Powstania Warszawskiego.
Ale najbardziej lubię muzea w przestrzeni otwartej - do takich zaliczam właściwie całe Stare Miasto w Splicie w Chorwacji.  Niesamowitym przeżyciem było obserwowanie, jak szczątki pałacu Dioklecjana wkomponowały się w architekturę miasta i "żyją" po dziś dzień. Było to o wiele ciekawsze od oglądania bezładnego stosu brył na Forum Romanum w Rzymie.
Swoistymi muzeami są dla mnie również stare cmentarze: ten na Dayka Gabor w Budapeszcie, Łyczakowski we Lwowie, cmentarz w Porto  i wiele innych, na które natknęliśmy się przypadkiem.


najlepsze wakacje spędziłam...
Pod kątem relaksu pełną parą, tegoroczne wakacje były bardzo udane:)
Tydzień w Cadaques - hiszpańska kuchnia, cudowny bungalow w Carpe Diem Club, i wszystko to co w tym kraju kochamy.
Potem tydzień w Borach Tucholskich - sielsko i anielsko.
Na obydwu wyjazdach nie spędziłam ani chwili w kuchni i było to doznanie prawdziwie oczyszczające:)
Największym zaś sentymentem darzę moje pierwsze wakacje z Wojtasem. Pełna wrażeń podróż wieloma pociągami do Budapesztu, a potem arbuzy i tokaj nad modrym Dunajem:)


nigdy więcej nie pojadę...
Nigdy nie mówię nigdy. Ale na pewno nie zachęcają mnie wycieczki biur podróży - Egipty, Tunezje i objazdówki typu 7 stolic w siedem dni:)  Wolę na własna rękę, z polecenia tubylców, a najlepiej z osobą, która zna dany kraj - jego kulturę i język.




podróżuje z...
Wojtasem. Sprawdza się jako Towarzysz Podróży:)
Siorra też nie najgorsza - choć wtedy ja przejmuję stery organizatora i opiekuna.

wkrótce będę w drodze do...
Pewnie nie tak prędko, ale po głowach chodzą nam Rumunia i Węgry. Pożyjemy, zobaczymy...

wymarzony cel podróży...
Nie ma jednego. Ziemia wielka, a fascynacje rodzą się na bieżąco. Ale gdzieś tam głęboko we mnie, już od lat wielka chęć na Paryż i Nowy Jork. Bo ja taka miastowa dziewucha jestem:)


na wyprawy zawsze zabieram ze sobą...
Wyprawy to może za dużo powiedziane, ale zawsze podróżuje z nami aparat fotograficzny, książka i zeszyt na zapiski. Zazwyczaj dość dokładnie opisujemy pierwsze dni wyjazdu, a potem już dajemy się ponieść  atmosferze miejsc, rozleniwiamy się i nici z dziennika podróży:)



Ech, mogłabym jeszcze pisać i pisać. Bo wspomnienia z naszych podróży są tak pełne emocji i fascynacji, że trudno zmieścić się w kilku zdaniach. Jednocześnie te wspomnienia są jak małe szkatułki, pochowane jedna w drugiej. Otwierają się kolejno i przypominają mi o miejscach, obrazach, widokach, ludziach i odczuciach.
Jak to ogarnąć?
Pociesza mnie jednak to, że ten blog staje się dla mnie miejscem przechowywania wielu ulotnych chwil i myśli.
I jeśli starczy mi sił i chęci, jeszcze nie raz na jego "łamach" będę wspominała dawne wojaże i planowała kolejne.

A tymczasem życzę wszystkim dobrej nocy:)



Kolejne zdjęcia przedstawiają (patrząc od góry):
* panoramę Barcelony widzianą ze wzgórza Tibidabo
* Bałtyk we wrześniu
* rynek w Sandomierzu
* Cadaques
* cmentarz miejski w Porto
* Pragę






Brak komentarzy: